Konto na BN: anubin#2524
Klan: The Last Survivors
Konto na IDR: anubin
Wiek: 21 Dołączył: 11 Wrz 2006 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-07-12, 16:25 Diablo III: Zakon - Recenzja
Kilka dni temu stałem się posiadaczem książki o tytule „Diablo III - Zakon”. Początkowo nie miałem zamiaru kupować jej krótko po premierze, ale gdy zobaczyłem produkcję na sklepowej półce od razu zmieniłem zdanie. Przed otwarciem pierwszej strony upewniłem się jeszcze, że przedstawione wydarzenia umieszczone są przed tymi z gry, w którą jeszcze nie miałem okazji grać. Z pewnością, że nie przespoileruje sobie fabuły Diablo III zabrałem się za lekturę. Jakie wywarła na mnie odczucia dowiecie się w przedstawionej poniżej recenzji.
_____________________________________________________
Zaczynając moją recenzję chcę już na samym początku jasno określić, iż jestem wielkim fanem serii Diablo i nieskromnie stwierdzić, że niewiele znam osób, które zgłębiły całą fabułę w tak dużym stopniu jak ja. Nie oznacza to jednak, że na utwór spojrzę z przymrużeniem oka, wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, że z początku miałem pewne wątpliwości, czy zostały one rozwiane? Patrząc na przyciągającą wzrok okładkę z ładnie wytłoczonymi elementami zastanawiałem się, czy Nate Kenyon podołał powierzonemu mu zadaniu? Przypomniałem sobie dzieła Knaaka, który od wielu lat związany jest z Blizzardem, oraz „Czarną Drogę” Odoma, który popełnił tylko jeden utwór umieszczony w tym uniwersum, przy okazji świetnie radząc sobie z zadaniem. Czy to samo udało się kolejnemu autorowi? Dowiecie się czytając dalej.
Kiedy zobaczyłem, że głównym bohaterem książki jest Deckard Cain, wzbudziły się we mnie silne emocje. Wielki mędrzec, ostatni z zakonu Horadrimów, a jednocześnie osoba bardzo ustatkowana i zdawałoby się bez życia wewnętrznego. Odpowiednia postać, by pod pretekstem niezbyt ambitnej fabuły przemycić wiele ciekawych informacji o Sanktuarium, a także o samym Deckardzie. Dlaczego niezbyt ambitnej fabuły?
Cóż tu dużo mówić, oto kolejny raz zła istota chce opanować cały świat pozbywając się ludzi, a potem przeprowadzić szturm na niebiosa. Dlatego musi się odnaleźć ktoś, kto pokrzyżuje demonowi jego niecne plany. Otrzymujemy więc dobrze znany nam schemat i zadajemy sobie pytanie, nie dało się wymyślić czegoś innego? Godząc się z faktem, że książka raczej nie będzie konkurentem dla typowej fantastyki mogę się teraz skupić na kolejnych jej aspektach.
Już od samego początku wiemy z jakim światem mamy do czynienia. Odnajdą się tutaj zarówno starzy wyjadacze, poszukujący brakujących fragmentów układanki jak i zupełni nowicjusze dopiero poznający Sanktuarium. Dzięki bardzo dobrze przemyślanej narracji bez trudu odróżnimy aktualne wydarzenia, od wspomnień Deckarda będących niejako esencją zawartej tutaj treści. Dodatkowo nie pozwala nam się zagubić kompozycja książki. Wstęp, trzy zatytułowane części, i prawie czterdzieści zatytułowanych rozdziałów składających się czasem z kilku akapitów oddzielonych „krzyżykami”, wszystko zakończone Epilogiem. Prawda że dużo? Czasami miałem nawet wrażenie, że za dużo. W niektórych miejscach wprowadzanie kolejnego rozdziału zdawało się bezsensowne, bo wystarczył by oddzielny akapit, aby wiadomo było o co chodzi. Jednak kiedy przypomniałem sobie książki, których rozdziały wydawały się nie mieć końca stwierdziłem, że takie rozwiązanie w sumie ma sens. Zwłaszcza, że podział był bardzo logiczny i nie odczuwa się jakiegoś spowolnienia akcji, a tej mamy tutaj bardzo dużo.
Pierwsza część okazała się niesamowicie ciekawa i dramatyczna. Kenyon dał dowód na to, że przyłożył się do zadania i zanim napisał książkę poznał Sanktuarium całkiem głęboko. Cain „burzy” nieco swój wizerunek ustatkowanego mędrca, ale wyszło mu to tylko na dobre nadając postaci barw. Mamy też okazję cofnąć się w czasie do wydarzeń znanych zarówno z Diablo I i Diablo II i spotkać wielu starych, dobrych znajomych. Taki zabieg jak już wspomniałem pomaga nowicjuszom, a starzy wyjadacze po prostu pochłaniają fragmenty wyjaśniające przeróżne nie do końca wyjaśnione wcześniej historie.
Niestety druga część trochę mnie zawiodła. Ciągłe powtórzenia nie dawały o sobie zapomnieć. Każdy ciekawszy moment był psuty opisem strzelających ze starości kości Caina, ciągłym jego smęceniem i nieustannym zwiastowaniu Końca Dni. Sam autor w pewnym momencie napisał coś w stylu „Deckard po raz setny pomyślał o swoich wątpliwościach” próbując się usprawiedliwiać, że owe powtórzenia to tak naprawdę myśli ciągle dręczące starca, ale było tego zdecydowanie za dużo.
Z obawą dotarłem do trzeciej części, która okazała się świetna, nawet lepsza niż pierwsza. Zapewniam was, że miłośnicy przygód, krwawych pojedynków i niespodziewanych zwrotów akcji z pewnością znajdą coś dla siebie. Oczywiście dzieję się tak cały czas, ale na trzecią część przypadło najwięcej punktów kulminacyjnych akcji.
Ogólnie, treść książki, zwłaszcza ze względu na obecne w niej wspomnienia nękające Horadrima i nawiązania jest w moim przekonaniu bardzo zadowalająca.
Jeśli chodzi o postaci, to czasami odnosiłem wrażenie, że niektóre wprowadzane są tylko po to, by za chwilę zginąć. Na szczęście to było jedynie złudzenie, a wszystko w książce ma swoje usprawiedliwienie. To właśnie mi się podobało, każdy zapoczątkowany wątek miał wpływ na późniejsze wydarzenia, a każdy nowy bohater wprowadzał swoją obecnością coś unikalnego. I tak nie wyobrażam sobie ciągle narzekającego Caina, bez towarzystwa młodziutkiej Lei.
Na uwagę zasługuje też małe nawiązanie do książki „Dziedzictwo Krwi”. Nie zdradzę co mam namyśli, ale dzięki takim „perełkom” naprawdę nabieramy wiary w to, że bohaterami kieruje przeznaczenie i w to, że starożytne księgi były nieomylne.
Lokacje i potwory też zostały wykreowane wręcz wyśmienicie. Może za dużo tutaj poetyckich porównań, ale to właśnie dzięki nim nasza wyobraźnia zaczyna działać w niesamowity sposób. Wypływający zewsząd mrok i cień staje się niemal namacalny. Ale czy tak na prawdę jesteśmy w stanie poczuć ten klimat, wniknąć i dać się pochłonąć?
To najwyższa pora by odpowiedzieć na pytanie, czy autor wywiązał się ze swojego zadania. Odpowiedź brzmi -tak. Bardzo dobrze zaznajomił się z realiami Sanktuarium niejako porządkując całą historię. Wszystko ma swoje uzasadnienie, a fabuła poprzednich części nigdy nie była tak jasna. Przyczepić się można do jednego małego szczegółu. Symbol Horadrimów opisany w książce różni się znacznie od oryginału. Jest jednak pewna okoliczność łagodząca, dotycząca „innych” Horadrimów. Jednak nie chcę się nad tym rozwodzić.
Jeśli chodzi zaś o tłumaczenie - tutaj mamy kilka wpadek. Już „Dziedzictwo Krwi” mimo, że oferowane przez inne wydawnictwo, przyzwyczaiło nas, że imię Bartuc, pisane jest Bartuk. Oprócz tego znajdziemy tutaj imię Kalim (które okazało się literówką, gdyż potem imię pisane jest prawidłowo - Khalim), raz nawet przypadkowo zostało zmienione całe imię (być może była to pomyłka przy tłumaczeniu, a być może „skopiowano” błąd z oryginału).
Na końcu jeszcze wspomnę o opisie na tyle książki. Przeczytałem go dopiero po ukończeniu lektury. Okazało się, że zawarte są w nim tylko najbardziej podstawowe informacje i nawet gdybym go przeczytał najpierw, to nie wiele by to zmieniło. Niestety książki często są spilerowane, tak jak było w przypadku „Królestwa Cienia” na szczęście w tym przypadku przyjemność nie jest nam odbierana, co nie zmienia faktu, że nie polecam czytania jakichkolwiek opisów.
Podsumowując, „Diablo III: Zakon” jest obowiązkową pozycją dla każdego wielbiciela świata Sanktuarium. Barwne postacie, nieprzerwana walka i ciekawe zwroty akcji trzymają w ciągłym napięciu, a bezpośrednie nawiązania do poprzednich części nadają niesamowitego smaku całej treści. Wszystko to okraszone jest szczegółowymi opisami wspaniale wspomagającymi wyobraźnię. Zawodzi trochę oklepana fabuła. Na szczęście pomniejsze wątki wcale nie są tak epizodyczne, a wszystko stanowi spójną całość, wręcz nierozerwalną. Mimo, że w drugiej części wszystko trochę blaknie, to nie wyobrażam sobie, aby została ona wycięta. Nate Kenyon dobrze się spisał, a moje początkowe wątpliwości zostały rozwiane. Ogólnie rzecz biorąc otrzymujemy bardzo dobrą książkę, która może zainteresować nie tylko nas - miłośników Diablo, ale także wielu miłośników fantasy.
_____________________________________________
A jakie wy macie wrażenia po przeczytaniu Diablo III: Zakon? A może jeszcze nie sięgnęliście po książkę? Jak oceniacie moją recenzję, może nie zgadzacie się z moimi spostrzeżeniami? Zapraszam do dyskusji!
Michał M. "Anubin"
_________________ Mój blog na liście najlepszych blogów, wspomóż mnie i zagłosuj.
Konto na BN: Załóż lepiej...
Konto na IDR: CoNaObiad
Dołączył: 05 Lut 2012 Skąd: Gdynia
Wysłany: 2012-07-14, 21:45
Przyjemnie się czytało Twoją recenzję, w sumie bardziej mi się spodobała niż sama opisywana książka .
Wiem, że wiele tracę, ale żadnego tomu związanego z Diablo nie czytałem. Dla mnie gra to gra i zazwyczaj nie chcę mieszać tego z książkami - ot, takie moje dziwactwa. Dlatego nawet najlepsza recenzja chyba by mnie nie zmusiła, bym się kopsnął do sklepu po swój egzemplarz.
Gdy mówiłeś o tłumaczeniu przypomniałem sobie jedną rzecz - kiedyś gdy byłem u koleżanki to wspomniała, że ma w domu książkę z uniwersum Diablo, należała do jej brata. Nie pamiętam już ani tytułu czy okładki, bo było to dosyć dawno, ale wiem że pierwsze (powtarzam: pierwsze) słowo w książce miało literówkę. Kochane wydawnictwa .
Najbardziej mnie zaciekawiły potwory - jakie stworzenia dokładnie zostały przedstawione, jakie autor przypisywał im cechy? Może dałoby radę wkleić kilkuzdaniowy cytat?
Przyznam, że dla mnie książki oparte na grach komputerowych to w zasadzie jedynie sposób na dodatkową kasę. Czytałem ich kilka i przyznam, że chyba tylko książka o Warcrafcie trzymała jakoś poziom. Ani Diablo, ani Baldur's Gate nie było powalające. Książki są OK żeby przeczytać, łyknąć i odstawić na półkę. Ale arcydzieła z tego żadne...
Konto na BN: anubin#2524
Klan: The Last Survivors
Konto na IDR: anubin
Wiek: 21 Dołączył: 11 Wrz 2006 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-07-15, 12:06
Ajantis, z jednej strony masz rację, bo każdy zapaleniec i tak to kupi. Z drugiej strony jest pewna grupa ludzi, która ma małą styczność z książkami. Dla takich osób, wydanie książki w ich ulubionym uniwersum jest czasem jedyną okazją do tego, by sobie coś poczytać.
A to już jest dobry krok, by na stałe wkręcić się w świat literatury. Czytelnik uświadamia sobie, że nie tylko to, co widzi na ekranie w formie filmu/gry jest fajne, fajne może być też to co widzi oczami swojej wyobraźni.
Jak wspomniałem w recenzji, fabuła nie jest wysokich lotów, ale dużo ciekawostek można się dowiedzieć.
Spoiler:
Cain, gdy był młody, nie wierzył w istnienie jakichkolwiek aniołów, czy demonów. Poznajemy trochę osobowość Aidana, progromcy Diablo - najstarszego syna Leorica. Dowiadujemy się, że całe tristram nie zostało wycięte w pień. Stąd w Diablo 3 możemy spotkać Leę, którą wychowała Gillian
Ciekawostek jest o wiele więcej, ale są one czasami zbyt skrótowe, dodane tylko po to, żeby "zapchać" lukę w fabule. Ja przeczytałem i nie żałuję.
CoNaObiad, zombie wyrastające z podziemi, łapiące Cię za nogę, niepogrzebani znani z Diablo 3, nadzorcy znani z 5 aktu diablo 2. Głównymi maszkarami były jednak tzw pijawce. Mogę poszukać dla ciebie jakiegoś opisu, ale miałem wrażenie, że każdy pijawiec ma jakieś unikalne cechy. Skojarzyły mi się one ze stygijskimi robakami znanymi z D2, ale to tylko takie luźne skojarzenie.
Pijawce są wychudzonymi, człekokształtnymi potworami, "kościotrupy obciągnięte skórą", wrażenie potęgują puste oczodoły.
Sposób atakowania:
Pijawiec atakuje człowieka, ale go nie zabija, wysysają z nich tzw. iskrę życia zawsze zasysając się w okolicach szyi. To sprawia, że pijawiec rośnie, jego brzuch staje się nadęty. "Wyssany" człowiek staje się opętanym, żyje, ale...co to za życie ?
Oprócz tego mamy oczywiście upadłych i Khazra (w książce nazwani są oni po prostu Kozłoludami) Ogólnie można by jeszcze wymieniać i wymieniać, potworów jest sporo.
_________________ Mój blog na liście najlepszych blogów, wspomóż mnie i zagłosuj.
Gram sobie w demo Diablo 3 i podobają mi się liczne nawiązania do pierwszej części. Bardzo obszerne dokumenty opisujące potwory i historię króla Leorica oraz jego poddanych. Czuję się, jakbym znowu czytał instrukcję do jedynki. I stąd moje pytanie - czy książka też jest napisana w taki sposób? Bo bardzo bym chciał mieć np. tą historię Leorica w formie książki. I te opisy potworów z tej instrukcji - gargulce, stworzone przez magów dla ochrony, które się zbuntowały przeciw swoim twórcom, albo plujące bestie, którym wnętrzności się spaczyły poprzez zjadanie odpadków z piekielnej uczty. W grze D3 są podobne opisy, w książce też?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum